Anna Nowak
Temat może wydaje się prosty, ale jak się okazuje nie dla każdego (tekst dedykuję pewnej bardzo bliskiej mi osobie).
Chcemy sobie ugotować kaszę. A przecież jak już mamy poświęcać swój cenny czas na stanie przy garnkach, to, chociaż róbmy to z korzyścią dla naszego zdrowia. Energii na to nie poświęcimy więcej, zapewniam.
Zaczynamy od wyboru garnka. Ja korzystam z Filipiaka i całym sercem polecam. Ale może być też inny z grubym dnem i pasującą pokrywką. Odradzam natomiast wszystkie garnki z cienkim dnem. W takich się przypala i trzeba wszystkiego pilnować. A my nie chcemy na to tracić czasu.
Następnie odmierzamy potrzebną ilość kaszy. Gotujemy porcję na max 2-3 dni. W sprzedaży są takie kasze w woreczkach pakowane po 100 gram. Super! Przynajmniej nie potrzebujemy wagi kuchennej. Ale na tym to super się kończy. W tym woreczku nie gotujemy. Pomijam fakt gotowania czegokolwiek w folii. Nie wiem jak was, ale mnie to nie przekonuje. Ale nam chodzi o witaminy. W kaszy są te z grupy B, które łagodzą objawy stresu, poprawiają pamięć, wspomagają pracę układu nerwowego i polepszają nastrój, także bardzo chcemy je jeść. Ale witaminy z grupy B są rozpuszczalne w wodzie, także jak ten woreczek zalejemy, wstawimy na gaz, ugotujemy kaszę a później tą wodę, która zostanie wylejemy, to gdzie się znajda te nasze cenne witaminy? No właśnie...
Aby zapobiec wylaniu witamin do zlewu, trzeba kasze zalać taka ilością wody, żeby po wchłonięciu nic nie zostało. Proporcje wynoszą 1:2. Np. odmierzając pół szklanki kaszy, zalewamy ją jedną szklanką wody. Odrobinę solimy, przykrywamy pokrywką i po zagotowaniu zmniejszamy gaz do minimum. Jak zauważymy, że ponad kaszą nie wiać już wody to wyłączamy gaz (u mnie to trwa jakieś 5-10 min od zagotowania) i zostawiamy kasze w garnku aż „dojdzie”, kolejne 10 minut.
Kasza ugotowana, witaminy uratowane, substancje niewiadomego pochodzenia z woreczka nam się do kaszy nie dostały. Koniec.
Wspomnę tylko, że ryż gotujemy tak samo.
EDIT