Święta, Święta i… parę kilo do przodu…
Też tak macie?
Spoko, to tylko woda! (tak mówią, co nie?) :P
A tak serio, jeśli nie pociągniesz ze słodkim i NADPROGRAMOWYM jedzeniem, nie przytyjesz 😉
Ale nie o tym chciałam 😊.
Dzisiaj przypomniało mi się co mnie najbardziej sprowadza na złe tory. Oczywiście te żywieniowe.
Jeśli czytasz mnie od początku, wiesz, że kocham jeść. Jestem szczupła, to prawda. Ale fakt ten zaistniał tylko dlatego, że bardzo się pilnuję. Nie geny, nie szybka przemiana materii… Nawet nie super „skłonności do”... Po prostu reżim! No dobra, może nie do końca reżim, ale odmawianie sobie na pewno. I trening. Ale trening to tylko drobiażdżek w morzu. Bo wiesz, można spalić nawet i 1000kcal na siłowni (notabene pocąc się przez bagatela 3 godziny!), ale zjeść takie 1000kcal to to PESTKA! Tak, pestka! Przecież to tylko 3 pączki… Duża paczka chipsów… 3 batony… Sama wiesz, jak jest.
Ale wrócimy do tych torów. Co mnie z nich sprowadza? Na złą stronę mocy? Mianowicie słuchanie, oglądanie lub czytanie o jedzeniu. Tak. Tylko tyle i aż tyle!
Znasz książkę „Dom nad rozlewiskiem”? A film „Julie i Julia”? Jeśli tak, może już wiesz o co mi chodzi 😊 A oglądasz czasem filmiki na FB lub Instagramie typu Tasty lub Yummy?...
Kwestia wygląda tak, że tego typu „publikacje” sprawiają, że NATYCHMIAST mam ochotę „przegotować” wszystko! I „przepiec”! Żeby wszystkiego spróbować! Na przykład już teraz wpisałam na listę zakupów kurczaka i pieczarki, bo mam zamiar zrobić kurczaka faszerowanego. Ok, to bezpieczna pozycja (nadmienię, że po dzisiejszym oglądaniu Julie i Julia), ale po ostatnim „romansie” z Domem nad rozlewiskiem, nagminnie kupowałam całe kilogramy boczku, ziemniaków i innych składników pierogopodobnych, aby wypróbować wszelkie pyszności w książce zawarte.
Wniosek? Wszelkie książki/artykuły/filmiki z pysznościami sprawiają, że natychmiast chcę ich wszystkich spróbować!
Nie wiem, czy zauważyłaś, ale jest pewna zależność. Jeśli jesteś ogólnie rzecz ujmując FIT, wszelkiego typu motywatory działają na Ciebie… motywująco😊 Szczupła dziewczyna na zdjęciu sprawia, że chcesz dążyć do osiągnięcia jej sylwetki. Fit przepisy stają się Twoimi ulubionymi. Karnet na siłownię krzyczy do Ciebie a Ty o dziwo go słyszysz. I słuchasz!
A gdy Fit nie jesteś? Wszystkie motywatory Cię wkurzają! Ukrywasz motywujące posty na FB. Nie zaglądasz na blogi o diecie i odchudzaniu. Zapominasz o czymś takim jak trening.
Niestety (lub stety) sprawa wygląda tak, że wszystko siedzi w naszych głowach. Jesteś Fit, bo sama chcesz. Bo Ci się podoba. Bo chcesz zmiany. Bo masz silną wolę… Ale silna wola jest limitowanym zasobem. Nie trwa wiecznie. I wodzenie na pokuszenie może ją niestety znacznie osłabić.
Co więc robić? A może czego nie robić? Przede wszystkim nie koncentrować się na rzeczach, które Cię demotywują. Oddalić znacznie wszelkie pokusy (nawet jeśli, jak w moim przypadku, są nimi film czy książka). Skupić się na rzeczach motywujących. I przede wszystkim czerpać radość z tego, co robisz! Odnaleźć się w tym. I nie popadać w skrajności.
Bo świetnie, że dbasz o siebie, ale pamiętaj, że to tylko mała cząstka Twojego życia. Ciesz się nią i nie pozwól, żeby przysłoniła inne aspekty Twojego życia. Jedynego jakie masz 😊
Dzisiaj, poświątecznie, chcę Ci życzyć, żebyś odnalazła się w tym co chcesz zdobyć Żebyś poukładała sobie w głowie swoje cele oraz możliwości ich osiągnięcia.
Zaraz Nowy Rok i postanowienia… To świetny czas, aby zacząć od nowa. Aby wyznaczyć nowe cele. Aby podsumować to, co było.
Pamiętaj jednak, żeby poprzeczka nie była zbyt wysoko, bo pewnie wiesz czym to się kończy 😊
Przeanalizuj na spokojnie swoje pragnienia i możliwości ich realizacji. I nie poddawaj się! Nie ten jest przegranym kto nie wygrywa, ale ten, kto rezygnuje. Dlatego nie rezygnuj! Pamiętaj, że tu jestem i wierzę w Ciebie! Ja również zmagam się z problemami. Tak jak Ty :*