Odchudzanie, co już bardzo często podkreślałam to trochę dziwny i pokręcony okres. Cały proces zaczyna się w znacznej większości przypadków od chęci wyglądania lepiej.
Raczej decyzja nie jest podejmowana w trosce o zdrowie. Lepsza jakość snu, lepsze wyniki badań, ładniejsza skóra i włosy to raczej efekty uboczne. Oczywiście mówię tu o odchudzaniu zdrowym i racjonalnym, nie o wyniszczających głodówkach lub dietach wykluczających. Bo po głodówkach to o pięknej skórze i dobrym nastroju to możesz sobie tylko pomarzyć!
I niestety, jeśli podchodzimy do odchudzania tylko stricte rozmiarowo, że się tak wyrażę, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo powrotu do starych nawyków sprzed odchudzania, już po zakończeniu diety. Wygląda to mniej więcej tak: Grażyna je sobie, je na potęgę i nagle olśnienie – jestem gruba! To rzuca wszystkie słodycze, fast foody i smażonego schaboszczaka, żeby zmieścić się w sukienkę, którą kupiła zaledwie pół roku temu. Chudnie sobie, chudnie i już planuje co tam ciekawego wrzuci na ruszt, gdy dieta dobiegnie końca. Wreszcie wciska się w tę kieckę (już teraz 9-miesięczną a nie półroczną) i idzie uczcić sukces. Gdzie! No oczywiście, że do knajpy z dobrym żarełkiem! 😊 Przewińmy taśmę pół roku do przodu. Gdzie jest teraz kiecka Grażyny? Ano znowu na dnie szafy, bo właścicielce przytyło się z powrotem. I to z nawiązką!
Tak to jest, moje kochane. Nie ma co czarować. Mało która z nas odchudza się jednocześnie nie lubiąc jedzenia. To nasza wielka i dozgonna miłość do ciągnącego sera, stosu pierożków i słodkich bułeczek sprawia, że kilogramów na wadze jest ciągle więcej. Bardzo rzadko kiedy, osoba lubiąca zdrowo jeść (zdrowo w sensie biologicznym nie w sensie wielkości porcji! 😊), ma problem z za małą kiecką.
I cóż ta biedna Grażyna ma zrobić, żeby raz na zawsze uwolnić się od problemu? Tak! Musi się zmienić! Musi zmienić diametralnie swoje podejście do sprawy. Swój sposób myślenia o jedzeniu. Nie, nie ma wcale zapominać o jedzeniu i znacznie go ograniczać, ale ma zmienić swoje podejście. Bo zmiana wymaga ZMIANY. To jest transakcja wiązana. Organizm łaskawie godzi się oddać swój ukochany tłuszczyk (oj tak, on go kocha bardzo!) a Ty godzisz się na zmianę stylu życia, zmianę sposobu jedzenia i zmianę nawyków żywieniowych. Bez tego, bez tej zmiany, Grażyna nie da rady utrzymać wagi po odchudzaniu. Ba! Nawet zyska kilka dodatkowych kilogramów. Bo powrót do starych nawyków żywieniowych z przed odchudzania ZAWSZE kończy się efektem jojo.
I dlatego jeśli Grażyna, Anka czy Kaśka na wstępie nie zrozumieją o co w odchudzaniu chodzi i jak należy tę całą dietę redukcyjną traktować, prędzej czy później wrócą do punktu wyjścia!
Muszę się wam przyznać, że bardzo lubię czytać komentarze pod postami o odchudzaniu. O tym jak komuś się udało. Nie ważne kto pisze te teksty, blogerzy, redaktorzy czy jeszcze inne osoby. Zawsze, ale to zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to: A – fotomontaż, B – że nie ma się czym chwalić, bo ktoś tam z rodziny też schudł i to BEZ DIETY!
Tego fotomontażu nie będę komentować. Wiadomo, że można takowy zrobić, ale jacyś ludzie chyba są, którym się udało, co nie? Sama kilku znam… 😉
Ale to odchudzanie bez diety zawsze wywołuje u mnie reakcję i chęć zabrania głosu. Bo czym jest „odchudzanie bez diety”? Przede wszystkim to trzeba sobie wyjaśnić pewna kwestię. Dieta to sposób żywienia. Może być dieta dla wątroby, dla ciężarnych kobiet, dla sportowców, w nadczynności tarczycy, dieta wykluczająca, wegetariańska… Może być też dieta redukcyjna. A czym jest dieta redukcyjna? Żywieniem doprowadzającym ostatecznie do redukcji masy ciała! Czyli każde deficytowe żywienie to dieta redukcyjna. A co oznacza jak ktoś mówi, że odchudzał się bez diety, ograniczył tylko słodyczy, fast foody, jadł więcej owoców i warzyw… To oznacza, że odchudzał się zdrowo! Bo ja właśnie o tym tak ciągle gadam! Żeby chudnąć z głową. Bez głodu i monotonii. Jedząc normalne posiłki. Wyrzucając z diety wszelkiego rodzaju śmieci jak słodycze, słodzone napoje, niezdrowe fast foody. A rozumując tak jak te osoby komentujące, mogę rzec, że namawiam do odchudzania bez diety! I super. Nazwijcie to tak, jeśli chcecie. Ważny będzie efekt.
A po takim zdrowym odchudzaniu efekt będzie, to gwarantuję! I wcale nie trzeba przechodzić na głodówkę, dietę kopenhaską czy wysokobiałkową. Wystarczy zacząć normalnie i zdrowo jeść zgodnie z zapotrzebowaniem. Tylko tyle i aż tyle! Zmień swoje podejście Grażyna, a zobaczysz efekty! Chudnij bez diety, jeśli tak to wolisz nazwać. Tylko wiedz o co w tym wszystkim chodzi. Bo na pewno nie o głodowanie.
I wiecie co sobie teraz pomyślałam? Że wiem skąd się biorą te głosy, że jedząc normalnie, bez nadmiaru cukru i tłuszczu w diecie, z odpowiednią podażą kalorii, „chudnie się bez diety”. To się bierze stąd, że bardzo długi czas tłuczono nam do głowy, że dieta redukcyjna musi wiązać się z głodem. Przypominacie sobie artykuły w kolorowych pismach, zwłaszcza na wiosnę? Zawsze była tam jakaś dieta, która wiązała się właśnie z głodem, albo drogimi produktami, albo samymi koktajlami, albo zupą-krem 3 razy dziennie. Raczej nikt nie pisał, że można normalnie jeść, bez wydziwiania i chudnąć.
I jeszcze jedna kwestia, która jest myląca, mianowicie stwierdzenie „jestem na diecie”. Co sobie myślicie, gdy ktoś wam tak powie? Ano, że się bidulinka odchudza. Ale pamiętając o tym, że dieta to sposób żywienia, nie będziemy mylić pojęć. I będziemy wtedy wiedzieć, że zdrowe, dobre jakościowo jedzenie, odrzucenie śmieci i deficyt kaloryczny zależny od zapotrzebowania to właśnie dieta redukcyjna, którą propaguję 😊 A jak ktoś mówi jestem na diecie to możecie spytać się uprzejmie jakiej, bo niekoniecznie będzie to dieta odchudzająca/redukcyjna😉