11.05.2017
|
Kraina smaku
,
Lifestyle
Co przywiozłam z Francji (choć wolałabym ryby) oraz przepis na makaron z chorizo i szparagami
Ten, kto śledzi mojeSANTE na Facebooku lub Instagramie, wie, że w zeszłym tygodniu byłam we Francji. Wyjeżdżając bardzo chciałam kupić jakieś owoce morza żeby zabrać ze sobą do Polski (czego oni nie mają: mule, krewetki w kilku jak nie kilkunastu odmianach, raki, kraby, homary, wszelakie ryby…), ale 17 godzin jazdy i brak lodówki w samochodzie skutecznie mi to uniemożliwiły. Jednak nie byłabym sobą, gdybym czegoś, czegokolwiek nie przywiozła.
Pierwszą rzeczą był krem z herbatników. Takie herbatniki o konsystencji masła orzechowego lub nutelli. Wiem, wiem, milion kalorii, ale ponieważ na redukcji nie jestem raz na jakiś czas nie zaszkodzi. W Polsce takiego cuda nie widziałam, choć pewnie jakby dobrze poszukać po sklepach to może by się znalazło. Znajoma, która nas gościła we Francji, krem zaserwowała wraz z naleśnikami (w sumie to naleśniki z kremem). Nie mogłam się oprzeć jednemu słoikowi.
Kolejną rzeczą było wino. Oczywiście francuskie (choć muszę przyznać, ze rejon w którym byliśmy raczej jest nastawiony na piwo niż wino). Bardzo mi się podoba fakt, że nie trzeba się za bardzo wczytywać w etykiety, żeby sprawdzić, czy wino jest wytrwane, półwytrawne, słodkie czy półsłodkie, ponieważ tych słodkich we Francji raczej nie uświadczymy. A, że ja preferuję zdecydowanie wytrawne, problemu z wyborem nie miałam.
Kolejnymi produktami spożywczymi, które ze sobą przywiozłam były szparagi, karczoch i chorizo. Wiem, u nas tego w bród! Ale powiem szczerze, że mimo, że płacone w Euro, cena i tak była niższa niż u nas. Po prostu nie mogłam się oprzeć!
Oprócz tego w trakcie zwiedzania Brukseli, gdzie zawitaliśmy głównie ze względu na Ogrody Luksemburskie, które otwarte były dla zwiedzających w trakcie jednego z 21 dni w roku, zaopatrzyłam się w oryginalną belgijską czekoladę. Tanio sobie jej nie cenią, ale jak to mówią: raz nie zawsze.
W sobotę wróciliśmy bardzo późno w nocy, a ponieważ lodówka świeciła pustkami, stwierdziłam, że na niedzielny obiad wykorzystam szparagi, które i tak nie mogłyby zbyt długo leżeć w lodówce, z dodatkiem ostrego, paprykowego chorizo. Danie, tak jak lubię, zrobiłam bardzo szybko, także nie traciłam cennego czasu odpoczynku na stanie przy garach. Obiad był sycący, ze względu na szparagi świeży i wiosenny, zaprawiony pikanterią hiszpańskiej kiełbasy. Zasmakował mi na tyle, że stwierdziłam, że podzielę się z wami przepisem na to danie.
Do przygotowania dwóch porcji będziecie potrzebować:
-
Makaron – 150g
-
Kiełbasa Chorizo – 100g
-
Szparagi zielone– pół kilograma (może być więcej)
-
Czosnek – 1 ząbek
-
Masło – 1 łyżeczka
-
Sól i pieprz do smaku
-
Kiełbasę kroimy w plasterki, szparagi w 3-4 cm kawałki
-
Makaron gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu
-
Rozgrzewamy patelnię i najpierw podsmażamy kiełbasę, aż tłuszcz się wytopi, zdejmujemy na talerz
-
Na tą sama patelnie wykładamy łyżeczkę masła i smażymy szparagi, nie trzeba długo, 2-3 minuty wystarczą
-
Do podsmażonych szparagów dodajemy chorizo, ugotowany makaron i przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku. Przyprawiamy do smaku
Całe danie ma ok 990 kcal.
Nie jest to może smak Francji, ale sezon na szparagi, który aktualnie mamy i prostota wykonania rekompensują to w zupełności. A ponieważ danie prezentuje się naprawdę nieźle, z dodatkiem lampki (francuskiego) wina będzie świetną opcją na kolację ze znajomymi. Lub we dwoje:)
Smacznego!